Za mało
Utwór instrumentalny
Refleksja
sł. Jerzy Paczkowski
Są dwa poważne powody,
Dla których Polska mi zbrzydła:
Za dużo święconej wody,
Za mało zwykłego mydła.
Wiersz Wigilijny
sł. Edward Szymański
Gdybyś tak się dziś narodził
w zwykły sposób, nie jakiś najświętszy
byłbyś czyjemś tam dzieckiem w Łodzi
w suterynie na czwartem piętrze
Zamiast fletów pastuszych
- gwizdy syren
Kadzidła, złota i mirry
- noc w brudzie i pyle
Dni są zawsze te same
Nie jest ciszej czy jaśniej
Kiedy ktoś się urodzi
Albo kiedy zgaśnie
Żaden król by nie przyszedł
- zachodni czy wschodni
Na nic proroctwa i gwiazdy
- zmęczonym i głodnym
Nikt by Ciebie nie wieścił
Nikt by w prasie nie robił reklamy
W ciasnej życia uliczce
Przepadłbyś jak kamyk
z narodzenia pana, dzień dziś wesoły
Praca
sł. Edward Szymański
Może nas nigdy nie było,
może nas wcale nie ma.
Jest tylko wielka miłość
i chlebna, szeroka ziemia.
Nad nami, w niebie niebieskiem
ktoś jasne słońce zapalił.
Przez drogi wiejskie i miejskie
przejdziemy cisi i mali.
Przeminą nasze imiona
w dniach nowych, jasnych i ciemnych.
Młodsze, silniejsze ramiona
podejmą trud nasz codzienny.
Może zawilej, lub prościej,
z ziemi, jak książki dla malców,
ktoś będzie uczył miłości,
piękna i prawdy w walce.
I tylko po nas zostanie
coś, co zawsze się powraca:
wielkie, największe kochanie,
i prosta, najprostsza praca.
20 Miljonów
sł. Edward Szymański
Gdyby tak zebrać wszystkich nas
i dać nam karabiny,
działa i trujący gaz
Rzeką by się polała
Nasza krew
A my nie chcemy już konać, gnić w okopach jak wszy
Nie chcemy kolczastych drutów, orderów, parad i mszy
Popatrzcie dobrze na nas, raz jeszcze wszystkich przeliczcie
Jutro, a może dziś, przestaniemy cierpieć i milczeć
Wtedy się spędzi wszystkich nas
i da nam karabiny
Rzeką popłynie kolejny raz
od Marny do Berezyny
Nasza krew
Zapomniał o nas łaskawie dobry ojczulek - Bóg
Gdzieś na dalekich gwiazdach, nie wie co to nasz głód
Nie ma już dla nas chleba - nie karmcie nadzieją nas
Nie ma już dla nas miejsca - to czas rozdętych kłamstw
Czterdzieści milionów rąk,
czterdzieści milionów nóg,
dwadzieścia milionów piersi,
a w każdych piersiach serce
Przemsza
sł. Edward Szymański
Jeśli zdrowie masz i gazety,
to poszperaj w prasie codziennej -
ileż wierszy piszą poeci
o Wiśle, Dunajcu, o Niemnie.
Bo nad Wisłą dwie stolice i COP,
nad Dunajcem - Góry, Niemen - w borach.
Wisła, Niemen, Dunajec. I stop.
Mnóstwo wody we wszystkich kolorach.
Reportaże, wiersze przeczytałeś.
Naród - mówisz - mocny w geografii.
A o Przemszy, Czarnej i Białej
nikt dotychczas pisać nie potrafi.
Bo nad Przemszą nie szumi wicher z gór
Dzień sam się budzi, usmolony węglem
Bo nad Przemszą ziemia pełna dziur,
bo nad Przemszą Dąbrowskie Zagłębie.
Płynie rzeczka przez szlakę i miał,
ani wiru w niej, ani głębiny.
Ponad czarne wysypiska hałd
kominy, kominy, kominy.
Nad Zagłębiem praca i dym,
i niebo nie bardzo błękitne.
Po dniu pracy, brudnym i złym,
wieczór tysiącami lamp kwitnie.
Wiążą ziemię od góry do dołu
sznury drutów, kajdany szyn.
Biała Przemsza - to stal i ołów,
Czarna Przemsza - węgiel i cynk.
Fabryka na cymencie stoi
sł. ludowe
Fabryka, fabryka, na cymencie stoi,
a któż mie tyż teraz z fabryki wyzwoli.
Nie wyzwoli matka, nie wyzwoli ojciec,
jak mnie nie wyzwoli dobry mamy chłopiec.
Wszystko mi się dobrze w fabryce powodzi,
sama mi maszyna do cylindra wchodzi.
Tylko mi sie widzi, że na dniówkę mało,
a mnie, sosnowiance, więcej by sie zdało.
Trzydzieści kopiejek i kromeczka chleba,
od szóstej do szóstej nici chytać trzeba.
Zagłębie Dąbrowskie
sł. Władysław Broniewski
Zagłębie dobywa węgiel,
tu nie ma innego prawa.
Nocą nad widnokręgiem
łuna błotnisto-krwawa
Zagłębie goni za zyskiem,
Zagłębie goni za chlebem,
smugi czerwonych iskier
wieją pod czarnym niebem
Zagłębie dobywa węgiel,
śle go na zachód i wschód
i zamienia czarną potęgę
na mór, na nędzę, na głód.
Powiedz, ziemio surowa,
komu ty jesteś ojczyzną?
Groźnie milczy Dąbrowa
w noc głodu, kryzysu, faszyzmu.
Milczy błotnista ulica,
wiedzą górnicy, kto wróg.
Na rogu stoi policjant,
nad policjantem - bóg.
Kryzys w ciężkim przemyśle,
płace górników głodowe,
ich twarze - nieprawomyślne,
ich domy - antypaństwowe!
Węgiel dobywa Zagłębie!,
Zagłębie dobywa śmierć.
Po gniew, moja pieśni, najgłębiej
w serce ziemi się wwierć!
Czerwone i czarne
sł. Edward Szymański
Tani czarny atrament pisze słowa powszednie,
pisze słowa niezdarne, rozmazuje się, blednie.
Zwolna, ciężko pług pióra przerywa milczenie —
spływa z dłoni na kartkę to radość, to cierpienie.
Wzbiera życie w wyrazach, szumi szelest na kartce,
kwitną zdania, jak żyto żywotne, uparte.
Rosną, rosną do oczu słowa ciężkie, jak kłosy,
aż je cenzor ołówkiem, jak żniwiarką, wykosi.
Czego deszcz nie obmyje, co nie wyschnie na słońcu —
dopowiedzą kamienie, na ulicach milczące.
Wschodzi słowo w milczeniu. Ale krzykiem rozpaczy
nie na kartce — na bruku — i nie czarno się znaczy.
Nie spod ostrza stalówki redlinami wyrasta,
lecz spod kul i bagnetów leci w ulice miasta.
Skrzydła od kul ma prędsze, od kul większą donośność,
nad huk strzałów, nad dzwony woła śmiało i głośno.
Mowa jego świąteczna, mowa jego powszednia
zrozumiała dla wszystkich od Madrytu do Wiednia.
Cjankali
sł. Władysław Szlengel
Z setek tysięcy zbielałych warg
Z krtani ściśnionych kobiet tysiąca
Płynie pod niebo prośba gorąca
I pasmo skarg
Wydziera się z tysiąca ust
I ślady znaczy krwawo
Okrzyk - pytanie, krzyczą kobiety
Bólem zmożone,
Gdzie nasze prawo?!
A gdy im się zabieg uda już
I płód odejdzie w cienie
Gdy strumień krwi z łona upłynie
“Występnie zabity” embrion zginie
Więzienie!
Wydziera się z tysiąca ust
I ślady znaczy krwawo
Okrzyk - pytanie, krzyczą kobiety
Bólem zmożone
Gdzie nasze prawo?!
Wydziera się z tysiąca ust
Krzyk co dusze nam pali
Gdy nie ma rady, ani opieki
Cóż nam zostaje?
Cjankali
Od lat ofiary wciąż niezmiennie
giną od zabiegu
nikt świata nie powstrzyma
Pięć kropel dziennie
Za dużo
Utwór instrumentalny