Wróć do dyskografii okładka płyty warszawska jesień

10:10. Piosenki Warszawskiej Jesieni

rok wydania: 2025

“Wielogłos na Warszawę, która nie śpi, choć chciałaby, i jest to o ludziach i czasach, a także o nieludziach i innych czasach. No i o nas, ale też nie o nas, i całe szczęście, naprawdę nie wszystko powinno być o nas”. (Emilia Dłużewska)

10 polskich kompozytorek i kompozytorów muzyki współczesnej. 10 wierszy Grzegorza Uzdańskiego. Jedna Hańba!, którą Warszawska Jesień zaprosiła do realizacji zadania zarazem banalnego i wyjątkowego - grania i śpiewania piosenek.

Cykl piosenek do słów Grzegorza Uzdańskiego powstał z inicjatywy i na zamówienie Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej Warszawska Jesień. Album zawiera zapis ich koncertowego prawykonania podczas 67. edycji Festiwalu w dniach 24 i 25 września 2024 roku w TR Warszawa.

Patronat nad wydawnictwem objął Program Drugi Polskiego Radia.

4:15

sł. Grzegorz Uzdański
muz. Krzysztof Knittel

Czwarta piętnaście,
droga do miasta.
Jadą powoli
wozy dostawcze.

Na pace w chłodni
tłoczą się tusze.
Niedawno wszystkie
miały też dusze.

Teraz nie mają dusz
za chwilę miasto już

Brak miejsca na to,
żeby się ruszyć
łatwiej znieść, kiedy
nie ma się duszy.

Łatwiej bez duszy
znieść ciasną chłodnie
W klatkach nie było
im tak wygodnie.

Teraz nie mają dusz
za chwilę miasto już.

Tomek łyk kawy
z termosu bierze.
Tu żywe zwierzę,
tam martwe zwierzę.

Tomek wystąpił
prawie w ,,Mam talent”.
Prawie to zawsze
lepiej niż wcale.

W eliminacjach
go ujebali.
Stres go wykończył
w tej wielkiej sali.

Wykonał Skaldów
,,Śpiewam, bo muszę”.
Z tyłu na pace
tłoczą się tusze.

Teraz nie mają dusz
za chwilę miasto już.

5:05 (Autobus żółtoczerwony)

sł. Grzegorz Uzdański
muz. Katarzyna Krzewińska

Autobus żółtoczerwony
przez ulicę Marszałkowską mknie.
Magda widzi szare brudne domy.
Spać się jej okropnie chce.

Red Bulla łyk może
jej pomoże na poranny kurs.
Wzrok jaśnieje i przyspiesza puls
z twarzy znika nocy cień.

Ulica jest pusta.
To wygodne kiedy piąta pięć
i czy kiedykolwiek miała chęć
żeby z trasy zjechać i
zamiast Marszałkowską dalej prosto
w Aleje skręcić i przejechać Poniatowskim.
Usiąść na plaży, obok autobus jak bardzo duży pies.
Tak fajnie byłoby to zrobić,
ale jest jak jest.

Więc jedzie dalej jak trzeba
Domy Centrum już po prawej ma.
Dla niej dawno był początek dnia,
a dla słońca ciągle nie.

Poranny autobus
przez ulicę Marszałkowską mknie.
w środku pasażerki tylko dwie
Magdzie ciągle spać się chce

Red Bulla łyk może
jej pomoże na poranny kurs.
Wzrok jaśnieje i przyspiesza puls
z twarzy znika nocy cień.

5:05 (Dziwne uczucie trochę wstyd)

sł. Grzegorz Uzdański
muz. Artur Zagajewski

Dziwne uczucie trochę wstyd
a trochę nie wiem co.
Tamta do pracy pewnie jedzie,
a ja kierunek dom.

Autobus pusty piąta pięć
mijamy H&M.
Dla tamtej praca, a ja wracam
spać bardzo ciężkim snem.

Nocna zmiana ranna zmiana,
jestem chyba dość pijana,
ale nie aż tak

Nie pójdę na zajęcia dziś,
bo o czternastej są.
To takie dziwne, kiedy wracam
i ciemny cały dom.

Ten blondyn nawet fajny był,
tylko że potem znikł.
Za oknem Ogród Saski już,
niedługo chyba świt.

Nocna zmiana ranna zmiana,
jestem chyba dość pijana,
ale nie aż tak.

Ta, co do pracy, starsza jest
góra o dziesięć lat.
Byłoby mniej to krępujące,
gdyby ktoś jeszcze wsiadł.

Ranek, autobus, walka klas,
rentierka kontra lud.
Tamten Long Island tuż przed wyjściem
to był zły pomysł ciut.
Mijamy szary Plac Bankowy,
chyba niedługo wschód.

Nocna zmiana ranna zmiana,
jestem chyba dość pijana,
ale nie aż tak.

5:05 (Za oknem Marszałkowska)

sł. Grzegorz Uzdański
muz. Anna Ignatowicz-Glińska

Za oknem Marszałkowska
po lewej szary Pałac.
Wygląda jak ząb trupa.
Godzinę temu spałam.

Dlatego takie myśli
i będę dziś spóźniona.
Iwona będzie gadać,
weź pierdol się Iwona.

Ciemny ranek, ciemny ranek
Tutaj rondo, tam przystanek,
W domu łóżko, a ja tu,
resztki snu.

Po czasie dwie minuty,
z Iwoną nie ma przebacz.
Bułeczek pięć rodzajów,
parówki na podgrzewacz.

To wszystko zaraz będzie,
na razie ten autobus.
O, z prawej jakiś facet
sika na Złotej rogu.

I już został za nami.
Teraz z prawej jest poczta.
Ta dziewczyna przede mną
o jakieś pięć lat młodsza.

Ciemny ranek, ciemny ranek
Tutaj rondo, tam przystanek,
W domu łóżko, a ja tu,
resztki snu.

Tamta trochę popiła,
oczy mocno zmęczone.
Też bym chciała się napić,
kiedy widzę Iwonę.

W każdym sklepie najgorsza
zawsze będzie szefowa.
Wezmę z półki ibuprom,
znowu boli mnie glowa.

Ciemny ranek, ciemny ranek
Tutaj rondo, tam przystanek,
W domu łóżko, a ja tu,
resztki snu.

5:30

sł. Grzegorz Uzdański
muz. Monika Szpyrka

Piąta trzydzieści, nie mogę zasnąć
Niedługo zacznie się robić jasno
Wzięłam już żelka z melatoniną
Myśl jedna drugą tak jak domino
przewraca
tu praca
tu dedlajn
tu mama że biedna
samotna, bo do niej
nie dzwonię

Żelek miał działać, ale nie działa.
Kołdra tak bardzo się mi rozgrzała.
Przewracam wszystko na druga stronę.
To nie pomaga.

Daleko tramwaj jedzie po szynach.
Szósta godzina.

Za dwie godziny zadzwoni budzik.
Ja od dwóch godzin nie śpię.

5:40

sł. Grzegorz Uzdański
muz. Paweł Malinowski

Sokół z gniazda startuje
pod iglicą Pałacu.
Słońce wstanie za chwilę,
sokół wcześnie dziś zaczął.

Puszczyk wraca do gniazda,
żeby zdążyć przed wschodem.
Dużo musi polować,
w dziupli ciągle są młode.

Jest już bardzo zmęczony,
całą noc polowania.
Widzi z góry sklep, w którym
wiszą drogie ubrania.

Oprócz ubrań są w sklepie
bardzo drogie maskotki.
Dalej zieleń się miesza
Żabek dwóch i Stokrotki.

Sokół leci nad szyldem
,,Likwidacja - wyprzedaż”.
Kiedy jest się sokołem
czytać liter się nie da.

Nie rozumie więc, lecąc,
co tam jest napisane.
Zresztą jest za wysoko.
W dole chodzi pies z panem.

Pies go wyczuł i szczeknął,
ale bez przekonania.
Puszczyk jest już zmęczony,
trudne są polowania.

W dole ciemna i pusta
w ciszy pławi się szkoła.
Puszczyk widzi po lewej
odległego sokoła.

Jak codziennie z daleka
się na niebie wymienią.
Już się niebo zabarwia
jeszcze chłodną czerwienią.

6:04

sł. Grzegorz Uzdański
muz. Katarzyna Dziewiątkowska

Jest szósta rano, a on się śmieje
to chyba znaczy, że już nie uśnie.
Naprawde miałem dzisiaj nadzieję,
że się obudzi godzinę później
i że o siódmej pobudka będzie
Cóż, byłem w błędzie.

To trochę straszne, że już nie uśnie,
ale ten uśmiech.

Teraz chce bardzo zejść z przewijaka
A trzeba przecież włożyć ubranko
Dałem mu szmatkę, żeby nią machał
To go zajęło. Mała kijanko
naprawdę trzeba wciągnąć rękawy.
Wiem, świat jest bardzo, bardzo ciekawy,
ale czy możesz poczekać moment,
aż body będzie już założone?
Cóż, najwyraźniej nie.

To trochę straszne, że już nie uśnie,
ale ten uśmiech.

Jest taki ciepły i taki mały.
Koty od razu się pochowały.
Pełza za nimi i już się śmieje.
Naprawdę miałem dzisiaj nadzieję
na trochę dłuższy sen,
ale to nie ten dzień.

To trochę straszne, że już nie uśnie,
ale ten uśmiech.

6:20

sł. Grzegorz Uzdański
muz. Jerzy Kornowicz

Przez śpiącą jeszcze prawie
ulice Świętokrzyską
Elbi wiedzie uberem
faceta na lotnisko
GPS pokazuje,
że potem Wisłostradą
czy to najlepsza trasa?
Nikt nie wie, lecz nią jadą.
Ważne żeby się dostać
do Żwirki i Wigury.
Elbi widzi w lusterku
Pałacu pół Kultury.
Miasto puste bo szósta,
dobrze mu się nim jedzie.
Myśli co ten Adamek
powiedział o Mamedzie.
W MMA by odklepał
w jakieś pół minuty.
Elbi patrzy w lusterko,
myśli, że ciut utył.
Musi zacząć trenować,
ale kiedy ma zacząć.
Mało ma tutaj czasu
i niewielu przyjaciół.
Jest już Żwirki Wigury
i aleja lipowa.
W radiu nowa Beyonce,
Elbi nawet zna słowa

This ain't Texas (woo), ain't no hold 'em (hey)

Elbi śpiewa je cicho,
no bo z tyłu pasażer.
Pewnie leci na miesiąc
do Tajlandii na plażę.
Elbi też tam poleci,
jak już kasę uzbiera.
Będzie leżał na plaży,
tylko jeszcze nie teraz.
Ale kiedyś na pewno,
jeśli będzie pracował.
W radiu nowa Beyonce,
Elbi nawet zna słowa

This ain't Texas (woo), ain't no hold 'em (hey)

6:40

sł. Grzegorz Uzdański
muz. Rafał Zapała

Marek obiera szybko szparagi.
Chef ma na pewno jakieś uwagi,
żeby szparagi ładnie obrano.
Już mało czasu, bo siódma rano.
Muszą od ósmej być już śniadania
Chef nad nim stoi i go pogania
Chef jest geniuszem i pasjonatem,
Musi być bardzo surowy zatem.
Mógłby wystąpić kiedyś w Hells Kitchen,
za chwilę zacznie na Marka krzyczeć.

Jeśli ci każe wylizać zlew,
Co mu odpowiesz? ,,Tak Chef!”

Szparagi trzeba obrać a potem
Sos zmrozić szybko ciekłym azotem.
Jeśli je zmrozi w proporcji złej,
Szef się na niego wydrze, że hej.
To śniadaniownia jest wyjątkowa,
Molekularna, fine diningowa.
Kiedyś dostanie gwiazdkę Michelin,
Jak dobrze z chefem móc śnić ten sen.

Jeśli ci każe wylizać zlew,
Co mu odpowiesz? ,,Tak Chef!”

Marek wymawiał kiedyś ,,Miszelin”
Dopiero potem mu powiedzieli
Wszyscy się śmiali z takiej wymowy
Był wtedy nowy, już nie jest nowy
To nie Miszelin,
Tylko Miszlen.
Jak dobrze razem móc śnić ten sen.

Szparagi mogą nabrać goryczy,
Bo źle je obrał, więc Chef znów krzyczy.

Jeśli ci każe wylizać zlew,
Co mu odpowiesz? ,,Tak Chef!”
Gdy Mojżesz widział płonący krzew,
Co odpowiedział? ,,Tak Chef!”
Tak Chef!
Tak Chef!
Tak Chef!

7:20

sł. Grzegorz Uzdański
muz. Anna Sowa

Siódma trzydzieści dzwonek budzika
to, co się śniło, powoli znika
to było głupie, to, co się śniło
przestawiam budzik o dziesięć minut.
Siódma czterdzieści znów ta melodia
Mozart Sonata, refren tygodnia.
Może za słodki. Ustawie nowy.
Dziadek miał kozy, świnie i krowy.
On musiał wstawać o wiele wcześniej
Już zaraz wstaję. I tak już nie śpię
i zaraz myslę o tym dedlajnie,
który był wczoraj. Trochę niefajnie,
ale za trudny dali ten raport.
Już zaraz wstaję najtrudniej zacząć.

Najtrudniej zacząć
i bardzo trudno
przypomnieć sobie
sen.

No dobra, wstałam. Kręci się w głowie.
Wiem, co się śniło. W nocy był złodziej
Siedziałam długo nie mogłam zasnąć
Odkręcił zamek. Zamek był z masła.
Wszedł do pokoju. Nie widać twarzy
Już pod prysznicem. Woda. Au, parzy.
O, teraz lepiej. Więc on tam stoi
A potem idzie, bardzo powoli
To, że powoli, to właśnie straszne
Patrzę i czuję, że zaraz wrzasnę
Mam mydło w płynie z najnowszej serii
Mango i coś tam - zapach energii
Może zadziała autosugestią.

On coraz bliżej. Łapię za krzesło.
No podejdź jeszcze to cię nim rzucę
Wtedy on znika. Wygrałam, uciekł.
Zostawił dla mnie coś na podłodze
To był listonosz, nie żaden złodziej.
Przyniósł mi paczkę. Pracują w nocy.
Widzę się w lustrze. Trzeba ściąć włosy.
Trochę za długie. Co było w paczce?
Już nie pamiętam. To bardzo ważne.
Albo nieważne. Już jest po ósmej.
Szybko śniadanie. Znowu się spóźnię.
Ciągle się spóźniam to dosyć straszne.
Jutro z tym koniec. Co było w paczce?
Za oknem słońce, zawsze to miło.
To było... jakby... No nie wiem, co.

Najtrudniej zacząć
i bardzo trudno
przypomnieć sobie
sen.

Andrzej Zamenhof (Andrzej Zagajewski) – bandżo, basbandżo, śpiew

Tadeusz Król (Wojciech Wędzicha) – akordeon, klarnet, saksofon tenorowy

Antoni Skwarło (Sebastian Kaszyca) – instrumenty perkusyjne, akordeon

Ignacy Woland (Jakub Lewicki) – suzafon

Realizacja nagrań: Stanisław Karaś (Adam Sołtysiak) / Bimbrownia

Miks: Andrzej Zagajewski (Andrzej Zamenhof)

Mastering: Marcin Klimczak / Mustache Ministry Studio

Zdjęcia i koncept graficzny: Grzegorz Mart

Oprawa graficzna: Marcin Buk / Graffunk

Wydawca: Antena Krzyku

zdjęcie zespołu
zdjęcie: Grzegorz Mart
zdjęcie zespołu
zdjęcie: Grzegorz Mart